12/03/2014

Jedenaście godzin w busie

Nikt nie mówił, że podróżowanie po Indonezji będzie proste. Aktualnie właściwie nie podróżuję, po prostu próbuję się dostać z jednego miejsca w drugie i okazuje się, że jest to nie lada doświadczenie. Urwałam się wcześniej z pracy, żeby zdążyć dojechać z Sukabumi do Bandungu o przyzwoitej porze. Szczęśliwa, że już około 5 po południu byłam w autobusie i czeka mnie jedynie około 5 godzin jazdy, a przy dobrych wiatrach 4, nagle autobus stanął na dłużej niż 10 minut i to po około pół godziny podróży. I z tych 10 minut zrobiło się 20, a potem więcej i coraz więcej, i już widzę kierowcę palącego fajkę na drodze, a to ewidentnie oznacza w Indonezji kłopoty. Staliśmy w jednym miejscu 6 godzin, nie poruszając się ani o centymetr. Remont drogi i brak osoby kierującej ruchem spowodował takie zamieszanie, że nie poruszało się na trasie nic ani w jedną, ani w drugą stronę oprócz motorów. Lokalna policja dotarła na miejsce po 4 godzinach. Po kolejnych dwóch ruszyliśmy. Do Bandungu pozostało mi następne 5. Dotarłam do domu około 3 w nocy, przypominając sobie, że zapomniałam klucza od mieszkania, więc musiałam spać w uczelnianym akademiku, zmęczona i głodna z pustym portfelem, bo publiczny transport już nie funkcjonował i musiałam wziąć taxi. 
Z popołudniowego szczęścia pozostały mi jedynie podkrążone oczy.
11 godzin to nie jest jednak mój rekord. Z Bali do Bandungu w poprzednim roku jechałam autobusem całe 36 godzin, ale przynajmniej byłam na nie przygotowana, bo przejechanie prawie całej Jawy może tyle trwać. Na Sumbawa za to zepsuł się autobus i stałam około 4, ale przynajmniej byłam z przyjaciółmi i można było z kim ponarzekać.  W Sumedang stałam w korku około 5 godzin, ale kolega wyszedł po tahu* i korek ruszył, i należało go znaleźć, i przynajmniej coś się działo. A tym razem, nawet obawiałam się wyjść z autobusu do sklepu nieopodal, bo co jak nagle wszystko ruszy i zostawią mnie tu samą na drodze? Poza tym po siedzeniach chodziły niewielkie karaluchy. Co więcej, Indonezyjczycy jak się nudzą to jedzą, więc cała autobusowa podłoga była usiana śmieciami, których oczywiście nie można zbierać w plastikowe siatki, które rozdawane są w sklepach na każdym kroku, ale wyrzucać wprost pod siebie. Okoliczni mieszkańcy chyba mają podczas takich ogromnych korków wielkie święto, bo wszyscy sklepikarze przechodzą przez wszystkie autobusy na drodze oferując swoje produkty. A to tahu, a to tempe, a to jakieś owoce, orzeszki, lokalne przysmaki, które nigdy nie wyglądają zdrowo i świeżo. Są jeszcze uliczni grajkowie, którym z reguły daje się pieniądze, żeby po prostu przestali śpiewać. Taki autobus to prawdziwa frajda, ale nie na 6 godzin. Please, nigdy więcej!!!


                                       Zdjęcie zostało sciągnięte z internetu i ukazuje indonezyjski korek. Fun ya? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz