5/03/2015

Jak to Indonezyjkę opętał duch

Wracam z kina, po dwugodzinnym seansie Avengers: Age of Ultron, gdzie bohaterowie po raz kolejny zapobiegli zagładzie świata i słyszę krzyki dobiegające z łazienki na akademikowym korytarzu. Wybiega stamtąd dziewczyna, z potarganymi włosami i rzuca indonezyjskimi przekleństwami.
- Anjing!!! (po indonezyjsku)
- Anjir!!! (po sundajsku)
Czyli po polsku pies.
Wbiega do pokoju wprost na przeciwko mojego. Ostrożnie otwieram drzwi i chowam się u siebie. Ale myślę, biedna krzyczy, trzeba pomóc. Wychodzę. A dziewczynka biegnie korytarzem, wpada na ochroniarza, który potrząsnął ją tak mocno, że ja bym na jej miejscu rozpadła się na kawałki. Dziewczynę wstrząsnęło i upadła na kafelki. Nagle pojawiły się wokół Indonezyjki. Płakały i modliły się nad dziewczyną leżącą w pozycji embrionalnej na korytarzu. Nadal krzyczy, jednocześnie szamotając się z ochroniarzem. Znów ją wstrząsnął.
- Co się stało? Chora jest? Chłopak ją rzucił? Oszalała?
- Melamun!
Usłyszałam. Co to melamun? Z angielskiego słowo to jest tłumaczone jako daydreaming. Jak mi później wyjaśniono, dziewczyna śniła/marzyła na jawie, zamyśliła się o niczym na moment (tak, właśnie!) i wszedł w nią zły duch.
Duch opuścił dziewczynę po kilku minutach. Przestała krzyczeć i tylko szlochała. Ochroniarz co chwilę wstawał, żeby obiema dłońmi zakryć swoją twarz wśród około 20 Indonezyjek płaczących i szepcących pod nosem modlitwy, jak i nawzajem się przytulających.
A ja nie spałam całą noc, bo mi dziewczyny powiedziały:
- Zszokowana? Pierwszy raz? Tobie też to się może przytrafić...
To tu właśnie wydarzyły się sceny jak z horroru (hoho). Żeński akademik, kampus UNPAS, Bandung.

Kamila Bruczyńska


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz