W tamtym roku
zabrałam do Indonezji 10 paczek tamponów, bo ich tu po prostu nie ma. W tym roku zdecydowałam, że będę liczyć na mamę, która mi je prześle w paczce na święta. Ostatnim razem jednak tampony, kabanosy i barszcz w proszku przykuły nie lada uwagę osób z poczty. Tampony zostały wyciągnięte z pudełka i rozsypane po całej paczce.
Dlaczego nie można kupić tamponów w Indonezji? Bez
przesady, że chodzi o to, iż przypominają indonezyjskie penisy, bo przecież hej
no nie jest tak źle, że tampon i … no wiecie. Możliwe, że chodzi o utratę dziewictwa, choć wszelkie kampanie firm kosmetycznych zapewniają, że to fizycznie niemożliwe. Anyway…ten mit to chyba najbardziej logiczne
wytłumaczenie, bo znalezienie tutaj tamponów jest zwyczajnie ciężkie. Koleżanka
wspominała, że znalazła je w Bandungu, ale kosztowały 100 tysięcy rupii za paczkę, czyli jakieś 30 zł.
Widziałam jedne w sklepie na Flores, przy kasie, wystawione na półce jak
papierosy, ale nie wiem ile kosztowały. Nie widziałam żadnych na Bali, ale
podejrzewam, że tam jest o nie łatwiej, ze względu na mnogość turystów.
Jeśli wybieracie się do Indonezji
koleżanki? Zabierzcie ze sobą tampony. I krem do opalania, bo choć jest ich tu
dużo, to są cholernie drogie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz