Aż mnie dopadło.
Zaczęło się od wymiotów i przejmującego uczucia zimna. Co zaskakujące dopiero wieczorem, a przecież przez cały dzień udało mi się normalnie funkcjonować. Myślałam wobec tego, że to pewnie jakieś zatrucie pokarmowe. Wymiotowałam raz i ubrałam się w dwa swetry i kurtkę, podciągnęłam pod brodę dwa koce i próbowałam się rozgrzać. Nie ma szans. Ociekałam potem, ale mi nadal było zimno i z tego zimna się trzęsłam. Nie czułam koców czy swetrów. Miałam wrażenie, że za długo byłam na zimnym powietrzu i nie mogę wyrównać temperatury, że nawet kości mam zimne. Wymiotowałam po raz kolejny, potem jeszcze raz i jeszcze raz. Zaczęło mi być gorąco. Czułam, że spalam się od środka. Zgubiłam koce i swetry i zasnęłam. Ulga z reguły powinna przyjść rano, a ja rano czułam się jeszcze gorzej niż wieczorem. Znów mi było zimno i do tego doszedł ból mięśni i gorączka. Z samego rana ból czułam tylko na wysokości kości ogonowej i nerek, tak jakbym się za dużo nachodziła dzień wcześniej. Około południa ból objął całe ciało, szczególnie w okolicach węzłów chłonnych. Południe, a ja nadal w łóżku. W ogóle nie miałam ochoty na jedzenie, nie mogłam też na pusty żołądek przyjąć żadnych tabletek, bo i tak bym je zwymiotowała kilka minut później. Masuję swoje nogi i ramiona, ale żaden dotyk nie przynosi ulgi. Jakby ból był zbyt głęboko. Przespałam większość dnia. W nocy obudziłam się z pulsującymi na czole żyłkami. Od gorączki. Zrobiłam kompres na czoło z koszulki. Jak przez mgłę pamiętam chodzenie do toalety, siadanie na łóżku, dziwne i przerywane sny. Trzeciego dnia ulga nadal nie przychodziła. Postanowiłam reagować, a nie tylko liczyć, że mi przejdzie. Do tego momentu nie zdawałam sobie sprawy co mi jest. Nie jestem typem osoby, która biegnie do lekarza z raną na palcu, dlatego, tym bardziej w Indonezji, nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby się do takiego wybrać. I tak pewnie dostałabym od niego antybiotyki "na wszystko" i została z bólem sama. Więc pomocy szukałam u wujka google, jednocześnie kontaktując się z Adim, że ze mną kiepsko. Denga? Malaria?
- Kamila, masz masuk angin! - śmieje się ze mnie Adi.
Adi wziął mnie do domu swojej mamy, która się mną zajęła zmuszając do picia ogromnych ilości ciepłej wody, potem herbaty, potem zjedzenia odrobiny ryżu i zażycia paracetamolu. Masuk angin łapie się głównie przez to, że się pocisz, a potem cię przewieje, więc najlepszą kuracją wg Indonezyjczyków jest spocenie się po raz kolejny, ale tym razem pozostanie w łóżku. Nie jadłam od trzech dni, więc czułam się wyczerpana i słaba. Na moich policzkach pojawiły się ogromne rumieńce, których do dziś nie mogę się pozbyć. Od pierwszych wymiotów minęło 6 dni, a ja nadal czuję się słabo. Ale chociaż mięśnie nie bolą i nie jest mi zimno. Mama Adiego namawiała mnie na leczenie monetą. Czyli pocieranie pleców monetą i smarowanie olejkiem. Nie zdecydowałam się, bo podobno boli, a potem mój opiekun na uczelni mówił, że nie powinnam, bo to w efekcie źle wpływa na krążenie krwi.
Czerwone paski to efekt potarć monety. Im bardziej zaawansowany masuk angin tym paski bardziej wyraziste. (zdjęcie: Internet). |
Masuk angin to nie grypa. Nie miałam kataru, kaszlu, nie bolało mnie gardło. Uczucie gorączki i bólu mięśni jest zupełnie inne niż przy przeziębieniu. Nikomu nie życzę, żeby złapał go indonezyjski wiatr. Swoje przeżyłam i oby nigdy więcej. Z masuk angin przestaję się śmiać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz